piątek, 12 lipca 2013

Co się dzieje w Barcelonie? - refleksje dt. zarzutów, tych najczęstszych

- David Villa odchodzi z Barcelony do Atletico Madryt, za 5 mln euro

Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o ten transfer i nie jestem do końca pewna, czy zarząd zawinił, czy po prostu chciał w jakiś sposób odwdzięczyć się Guaje za piękne lata w koszulce blau-grana, szczególnie w czasach niezastąpionego wówczas MVP.
Pewnie, że powinni myśleć przede wszystkim o klubie, ale z drugiej strony gdyby wbrew jego woli (chciał pozostać w Hiszpanii) przyjęli wyższe oferty z Anglii, United czy Liverpoolu, ktoś uznałby, że postąpili z nim tak jak z Ericem i polecieli na kasę, nie zważając na „chęci” zawodnika. Moim zdaniem, jest wart więcej, ale Atletico to dobry kierunek, a już na pewno w momencie, kiedy nie ma Falcao. Villa wypełni dziurę po odejściu Kolumbijczyka do Monaco. To nie będzie zabójczy atak dwóch wybitnych snajperów, David będzie mógł czuć się numerem jeden, a dla napastnika takiego kalibru i o takich umiejętnościach to z pewnością spora dawka adrenaliny. Zarówno w The Reds, jak i w Czerwonych Diabłach ma konkurentów. Suarez, van Persie, Rooney - to z pewnością nazwiska, które obok Villi znajdują się w grupie tych najlepszych. Oczywiście zaraz po Messim, Ronaldo czy Ronaldinho.

- Thiago Alcantara z ofertami od Manchesteru United i Bayernu Monachium, i niewielką szansą na pozostanie w klubie z Katalonii

Tutaj wina jest ewidentna. Od początku trzeba było przewidzieć, że TAKI zawodnik, młody i bardzo utalentowany będzie chciał grać jak najczęściej. To oczywiste. Tymczasem Tito zaczął go wystawiać dopiero po wygraniu Ligi, kiedy z innych klubów wpływały już oferty. Jakby bojąc się, że nie podoła (taka sama sytuacja z Songiem) albo po prostu nie chcąc eksperymentować, przestawiać tych „klocków”, jak to robił Pep. Przejście Thiago do Bayernu będzie ogromnym ciosem, tym bardziej dlatego, że Guardiola deklarował, iż nie będzie próbował pozyskać zawodników Barcy. W tym momencie ta obietnica traci na wartości, tym bardziej, że kilku pracowników Dumy Katalonii znalazło już pracę w Bawarii. Pep kradnie nam ludzi, ale taki jest football i możemy tylko sobie pluć w brodę, że nie mogliśmy temu zapobiec. Albo inaczej - pluć w brodę zarządowi za podjęcie takiej, a nie innej decyzji i takich, a nie innych kroków.

- Wypożyczenia Rafinhi Alcantary i Gerarda Deulofeu
 
Ja jestem za. Gdzie niby mielibyśmy upchnąć Deulofeu? Przy Pedro, Tello, Alexisie, Neymarze i Messim ma naprawdę minimalne szanse na występy w pierwszym składzie, a w Evertonie przynajmniej poduczy się gry zespołowej. Na razie jest zbyt indywidualny, moim zdaniem. To samo tyczy się Rafinhii. Nikt sobie na ten moment nie wyobraża gry bez Busquetsa (ew. Songa) i Iniesty w środku pola. A starzejącego się Xaviego w każdej chwili może zastąpić Cesc, jeśli Thiago odejdzie. Trzeba sobie szczerze powiedzieć – w obecnej Barcelonie grają tacy geniusze, że młodym jest i będzie bardzo trudno się przebić. Jeśli w jakiś sposób się nie wyróżniają, pozostają im dwa wyjścia - czekać na kontuzję lub brak formy, któregoś z weteranów, lub szukać innego klubu. Najlepszym przykładem są tutaj dos Santos i Muniesa.

- Cisza w kwestii transferów obrońcy i bramkarza, a zainteresowanie kolejnymi napastnikami

Czy niektórzy serio uważają, że co dwudniowe komunikaty i kontynuacje tych oper mydlanych do czegoś prowadzą? Ja wolę nie słyszeć o potencjalnym transferze, byleby tylko doszedł on w końcu do skutku. To, co się działo z Neymarem… albo teraz, „Rooney za Villę i Thiago, dopłata 4 mln” psuje piękno tego sportu. Brukowce je psują. Nie słychać o obrońcach, bo każdy, którym się Barca interesuje jest nie do wyrwania, a temu z Romy podnieśli cenę. Tito się upiera przy Silvie, agent Silvy twierdzi, że ten chce zostać w PSG i tracimy dobre rozwiązanie, a wzamian za to musimy opracowywać nowe strategie. A co do bramkarza, mam ogromną nadzieję, że jak najszybciej kupią Ter Stegna. Przez ten rok mógłby jeszcze się wiele od Valdesa nauczyć, a po sezonie stałby się oficjalnym, pierwszym goalkeeperem. 

- Tito Vilanova, znów jako nieodpowiedni człowiek, na nieodpowiednim stanowisku

Powtarzam to setki razy i mimo że nie jestem w stanie zaakceptować kilku jego decyzji, nadal będę powtarzać. Tito dopiero teraz pokaże, na co go tak naprawdę stać i wtedy zobaczymy czy się nadaje, czy nie. Przez połowę sezonu wygrywał wszystko, a po własnym, i Abidala, nawrocie nowotworu stał się mniej odporny fizycznie i zgubił gdzieś te zalążki charyzmy, a mówiąc dosadniej - stracił umiejętność trzeźwego myślenia. To sprawiło, że dostaliśmy lanie w Lidze Mistrzów, ale takie mecze są potrzebne. Nie wolno zapominać, że nawet najlepsi nie dają stuprocentowej gwarancji na brak porażek. Nawet oni są ludźmi i własne sukcesy muszą sobie wywalczyć, a to okropnie ciężka praca. Za to daje niewiarygodnie przyjemne efekty, zarówno im, jak i kibicom. A jeśli już o nich mowa, więcej wiary, więcej wiary w człowieka, więcej wiary w naszego trenera!

- Sandro Rosell i coraz większa grupa jego przeciwników

Wolałabym się nie wypowiadać, bo niestety ciężko jest zapanować nad wiązanką, która się ciśnie do ust. Ale najbardziej łagodnie jak potrafię - jeżeli miałby go zastąpić ktoś w deseń Cryuffa, tzn. „Sprzedajmy Messiego” to już lepiej, żeby został. Laporta jest pod lupą, ale i Laporta swoje ma za uszami. Nie wiem, nie wiem kto, ale Rosell nie jest odpowiedni. Abidal na ambasadora, Puyol na prezydenta, Xavi na trenera - takie rozwiązanie byłoby spełnieniem marzeń, tak sądzę. Lecz jeszcze nie teraz, za parę lat.

- "NIE" dla Bojana i Cuenci 

Okazało się, że prawdopodobnie obaj spotkają się w Ajaxie i sądzę, że to dobre rozwiązanie, jeśli nie najlepsze. Holenderski klub nie jest byle ogórkiem, jest w sam raz na poziom dwójki ex-barcelonistów. 


N.

czwartek, 11 lipca 2013

Puchar Konfederacji 2013 znów dla Brazylijczyków.

Czy to Brazylia dała popis prawdziwego footballu, na czele z niedoświadczonym Neymarem, który już raz po raz sięga po kolejne tytuły, po kolejne trofea i staje obok najlepszych na swoim kontynencie, w swoim fachu? Czy w drugą stronę, La Furia Roja straciła na pewności siebie, w momencie, gdy Italia w niebieskich trykotach i trój-kolorową flagą na piersi sprawnie blokowała dotąd najbardziej finezyjne zagrania Iniesty czarodzieja, i potężne bomby rezerwowego Navasa? Tylko czego del Bosque się spodziewał? Niezależnie od tego ile razy David Silva zostanie nazwany "hiszpańskim Messim", będzie tylko jego marną kopią, ba,
nawet na łatkę kopii nie zasługując.

Po raz kolejny mogliśmy być świadkami tego, jak bardzo piłka jest nieprzewidywalna. Coś, co wydawałoby się tylko marnym mottem, ubarwiającym ten sport, w rzeczywistości przytacza nam coraz więcej argumentów potwierdzających jego głębię. Wystarczy kilka sekund, nieodpowiednio ustawiona noga, zbyt wolna reakcja obrońcy, delikatny kontakt z rywalem i tzw. "dodanie od siebie", by po chwili padła bramka, może nie tyle dająca awans do kolejnego etapu, co powody, by o niej mówić. Nieustannie i z pełną intensywnością.

Po raz kolejny także zostaliśmy skarceni za przedwczesne typowanie zwycięzcy, wybieranie faworyta i ustawianie rezultatu,  który będzie widoczny na tablicy wyników po ostatnim gwizdku arbitra, nim ten jeszcze dobrze nie zdąży włożyć przyrządu do ust po raz pierwszy.

Kto spodziewał się, że Hiszpanie tak bardzo namęczą się, by zdobyć bilet w jedną stronę do finału Pucharu Konfederacji? Stawiano raczej na powtórkę z rozrywki, coś innego, pogrom, jak ten sprezentowany reprezentantom słynnego buta na mapie 1 lipca ubiegłego roku, w ukraińskim Kijowie. Mistrzostwa Europy, ot co. Od kilku lat Hiszpanie wygrywają na wszystkich frontach, zawojowali cały świat, podbili Stary Kontynent, zwyciężyli najlepsze ekipy na Mundialu i nie dali swoim kibicom powodu do wstydu. Wprost przeciwnie, wracali z tarczą, a nie na tarczy, wygrywając w najcięższych bitwach boiskowych, a Iker Casillas, niczym Napoleon Bonaparte kierował swoim oddziałem. Oddziałem mistrzów, którzy zgrali się perfekcyjnie, mimo że na co dzień ich wizerunki zdobią różne trykoty. Jeden warty drugiego, każdy znakomity na swojej pozycji, razem i z osobna.

I czemu się tu dziwić? Sparing, eliminacje czy punkt kulminacyjny rozgrywek, del Bosque wciąż wystawia ten sam, niezawodny skład. Wprowadza jedynie drobne zmiany, które mają jeszcze bardziej pogrążyć rywala. Wciąż piłkarze Barcelony i Realu wgniatają w murawę pozostałych rodaków. Nie ze względu na umiejętności, dostrzeżenie różnic w grze należy do trenera, nie do nas. Ze względu na liczebność, statystyki w rozgrywaniu spotkań. Dajmy na to mecz półfinałowy. W obecnej sytuacji, pośród kontuzji Xabiego Alonso, w składzie znalazło się aż sześciu zawodników wielkiej Barcelony. I tylko po jednym z klubów spoza Hiszpanii, Manchesteru City i Chelsea Londyn. Zabrakło Juana Maty, a szkoda. Elita. Elita, bo teamy z czołówki Primiera Division, wraz ze swoimi gwiazdami - tymi najjaśniejszymi crackami i tymi mniej świecącymi, łatającymi dziury - grubo wychodzą ponad poziom.

Od początku było wiadomo, że istnieją ważniejsze turnieje od Pucharu Konfederacji. Zresztą wystarczy spojrzeć na zakwalifikowane drużyny. Tahiti. Serio? Można by przyznać im Rekord Guinessa. Czy istnieje jeszcze jedna drużyna, która w przeciągu trzech meczów straciła aż tyle (dwadzieścia cztery!) goli? Nie mówiąc już o tym, że tylko jeden zyskała. Taki honorowy, na otarcie łez w meczu z Nigeryjczykami. Ten sam zawodnik zresztą strzelił w tym spotkaniu samobója. Szalki na wadze się równoważą. Jednego jednak nie można im odmówić. Ducha walki. Nie wymiękli, starali się pozostawić dobry obraz gry i rozegrać przyzwoity mecz z ewidentnie lepszymi od siebie. Inni od razu by się poddali. Walkower nie bolałby tak bardzo jak średnia strata ośmiu bramek na spotkanie. Innych zjadłby strach już w tunelu, prowadzącym na murawę. Kto wie, może nawet odwrotnie założyliby getry albo pomylili koszulki?

Co jeszcze jest pewne? Hiszpania nie odpuściła zawodów. Pragnęła tego tytułu. Tylko jego brakowało im w ich pokaźnej gablocie. A gdyby jeszcze zdobyli go na Maracanie... doprawdy, spełnienie marzeń. Grali świetnie, do czasu, aż Brazylia wycisnęła z nich ostatnie krople potu. Gdyby się dobrze rozejrzeć, pewnie w jakimś zakamarku, może za polem bramkowym, może na polu autu odnaleźlibyśmy płuca, wyplute przez któregoś z nich. A już bardziej poważnie, Canarinhos pokazali klasę. Bez Ronaldinho to już na pewno nie jest ta sama reprezentacja, zresztą utwierdzali nas w tym przekonaniu już kilka dobrych miesięcy, gubiąc się i grając coraz bardziej nieregularnie, ale teraz, teraz zaprezentowali football na światowym poziomie. Jak inaczej nazwać czerwoną kartkę Pique, przestrzeloną jedenastkę Ramosa (z jakiej racji w ogóle on ją strzelał!? Xavi wspominał, jak bardzo denerwował się, kiedy któryś z kolegów chciał wykonywać "jego" wolne, a tak po prostu oddał karnego? A jeśli już nie Xavi, jest masa zawodników, którzy pewniej wykończyliby ten strzał. Nie na siłę, technicznie. Nie tak jak Ramos w półfinale LM w ubiegłym roku), trzy stracone gole i tragiczny obraz gry? Sama, dla odstresowania, w przerwie zaczęłam zmywać naczynia, a nie znoszę tego chyba najbardziej na świecie. Że też presja tak potrafi wpłynąć na człowieka. Tym razem Hiszpania milczała, z miliona domów nie unosił się najmniejszy dźwięk, bo musiałby to być jęk zawodu. Było cicho. I pusto, lecz tylko na ulicach. Puby z pewnością były oblężone. Do diabła, toż to w końcu jest rola kibica! A Arbeloa? Niech chłop się cieszy, że nie jest już w jednej drużynie z Mourinho. Zmyłby mu głowę, oj zmył. Nie pamiętam, by kiedykolwiek grał tak tragicznie, żeby któryś z trenerów - klubowy czy reprezentacyjny - musiał interweniować i zmieniać go już po pierwszej połowie. Najgorszy na boisku, jakby bał się własnego cienia... A szkoda, bo razem z Albą powinien być filarem na skrzydle. Bo właśnie wtedy widać cały potencjał Jordiego.

Hiszpanio, jestem z Tobą!

N. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Puchar Konfederacji 2013 - podsumowanie fazy grupowej w liczbach

GRUPA A:

Brazylia - 9 pkt - bilans bramkowy: 9:2, 2x czyste konto
Włochy - 6 pkt - bilans bramkowy: 8:8, 1x czyste konto
Meksyk - 3 pkt - bilans bramkowy: 3:5
Japonia - 0 pkt - bilans bramkowy: 4:9




Brazylia: 
3 Neymar (Japonia, Meksyk, Włochy)
2 Jo (Japonia, Meksyk)

2 Fred (Włochy)
Dante (Włochy)
Paulinho (Japonia)

Włochy:
Balotelli (Meksyk, Japonia)
Pirlo (Meksyk)
de Rossi (Japonia)
Giovinco (Japonia)
Chellini (Brazylia)
Giaccherini (Brazylia)
+ samobój Japończyka Uchida

Meksyk:
Hernandez (Włochy, Meksyk x2)

Japonia:

Okazaki (Włochy, Meksyk)

Kagawa (Włochy)
Honda (Włochy)

= 24 bramki w grupie A


legenda:

K - gol z rzutu karnego
W - gol z rzutu wolnego
( ) - mecze, w których były zdobywane bramki
_  - najwięcej zdobytych i straconych goli
Brazylia - zespół awansujący do kolejnej rundy


Najpiękniejsze momenty:


- gol Pirlo z rzutu wolnego
- strzały Balotelliego (petarda z rzutu wolnego i próba po dośrodkowaniu Marchisio, z Brazylią), strzał Alvesa (sprzed pola karnego, mający fenomenalną rotację, z Meksykiem)
- indywidualna akcja Oscara, zakończona bramką Jo w doliczonym czasie meczu otwarcia
- "szybki" gol Neymara, otwierający Puchar Konfederacji 2013
- "cios za cios", "akcja za akcję" w większości spotkań



GRUPA B:

Hiszpania - 9 pkt - bilans  bramkowy: 15:1, 2x czyste konto
Urugwaj  - 6  pkt - bilans bramkowy:  11:3, 1x czyste konto
Nigeria - 3 pkt - bilans bramkowy: 7:6
Tahiti - 0 pkt - bilans bramkowy: 1:24


Hiszpania:
5 Torres (Tahiti x4, Nigeria)
3 Villa (Tahiti)
2 Silva (Tahiti)
2 Alba (Nigeria)
Pedro (Urugwaj)
Mata (Tahiti)
Soldado (Urugwaj)

Urugwaj:
4 Hernandez (Tahiti)
3 Suarez (Hiszpania)
Lugano (Nigeria)
Forlan (Nigeria)
Pérez (Tahiti)
Lodeiro (Tahiti)

Nigeria:
3 Oduamadi (Tahiti)
2 Echiejile (Tahiti)
Obi Mikel (Urugwaj)
+ samobój zawodnika Tahiti Tehau

Tahiti:
Tehau (Nigeria)


= 34 bramki w grupie B


Najpiękniejsze momenty:

- magiczne, prostopadłe piłki Iniesty
- znakomite włączanie się Alby do ataku, umiejętność logicznego myślenia przy drugim golu, zachowanie się niczym rasowy napastnik w obu sytuacjach
- duch walki Nigeryjczyków na czele z Obi Mikelem, kilka składnych akcji, mogących doprowadzić do wyrównania w pierwszej połowie ostatniego grupowego meczu, próba "kopiowania" hiszpańskich przerzutów nad obrońcami i precyzyjnych zagrań w pole karne


Ogólny rozkład fazy grupowej (bez podziału na gospodarzy i gości):


Brazylia     3:0   Japonia
Włochy     2:1   Meksyk
Hiszpania  2:1   Urugwaj
Tahiti        1:6   Nigeria
Brazylia    2:0   Meksyk
Włochy    4:3   Japonia
Hiszpania 10:0 Tahiti
Urugwaj   2:1   Nigeria
Brazylia    4:2   Włochy
Japonia    1:2    Meksyk
Nigeria     0:3   Hiszpania
Urugwaj   8:0   Tahiti

BRAMEK OGÓŁEM - 58, śr. 4,83 na mecz


N.

niedziela, 2 czerwca 2013

Krótko i na temat - w poszukiwaniu kogoś, kto nie zapomniał jeszcze, czym jest mes que un club.

Dotychczas był to najlepszy i najbardziej niepodważalny argument, dlaczego właśnie Barca, ale wystarczyła jedna decyzja, by to motto zaczęło tracić na wartości. Mes que un club to także spełnianie marzeń. Zastąpienie ich kompletnie nową ideą, nie jest więcej niż klubem, jest tchórzostwem. A propozycja Rosella wygląda po prostu sztucznie, śmiesznie. Jakby zrobił to na pokaz, by nie wyjść na łajdaka bez serca. Nie wyszło. Kpią z niego miliony. I chociaż tak nie powinni zachowywać się Culés, mają rację, ale problem leży głębiej.

Nie mielibyśmy tyle żalu za odejście Abidala, gdyby zarząd od początku nie robił nam nadziei na jego pozostanie w klubie. Zaczęło się od zapewnień Josepa Marii Bartomeu, wiceprezydenta do spraw sportowych - "Nowy kontrakt Érica jest już przygotowany i jak tylko rozegra swój pierwszy mecz, podpiszemy go." Później było już tylko gorzej. Po kolejnych analizach wyszło na jaw, że zbyt niska liczba minut w pierwszym składzie może być sporą przeszkodą do przedłużenia umowy. Liczyliśmy jednak na to, że zdoła je wypracować, ale dostał możliwość zagrania ledwie w czterech spotkaniach. Słowa otuchy napływały z całego świata, barwy trykotów nie miały żadnego znaczenia, a kibice z niecierpliwością czekali na jego powrót do gry. Nie zabrakło stwierdzeń, że to niemożliwe, nawet lekarze mieli wątpliwości, ale wierzyliśmy i nasza wiara przyniosła oczekiwane skutki. Pierwszym był jego występ z Mallorcą. Udany występ. Po takim występie chyba nikt nie przypuszczał, że skończy się tak, jak się skończyło - skwitowaniem jego kariery w tym klubie pożegnalną koszulką i szpalerem. Zasłużonym, ale powinno dojść do niego za jakiś czas. Sezon, może dwa. Nie teraz. Nie kiedy tak bardzo walczył, by wrócić na boisko. To trener decyduje o tym, czy jakiś zawodnik jest mu potrzebny do jego układanki, czy będzie zapchaj-dziurą, czy pójdzie na odstrzał. Zarząd tylko popiera lub kwestionuje te decyzje. I koło się zatacza, winowajcy nie ma. Jest za to mnóstwo smutku i mnóstwo łez. I trwają one raz naprzemiennie, raz jednocześnie od momentu, kiedy pośród śmiechu Rosella, Abidal powiedział, że odchodzi. Ciężko się dziwić. Nie po to wygrywał z rakiem i nie po to narażał zdrowie swoje, i swojego kuzyna, by już teraz zawiesić buty na kołku. Król Abidal wrócił. Szkoda tylko, że człowiek, z którym spędził prawie 3 lata, który widział jego wzloty i upadki, nie darzy go choć w części taką miłością jak my, obcy ludzie.

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. A kiedy już coś wywalczyłeś nie ma dla Ciebie miejsca w składzie? Za dużo zawodników, zbyt niski budżet? Ktoś zapomniał o dawaniu przykładu. Kto? Nie mam pojęcia. Wiem jedno. Barca zawsze będzie najlepsza, ale to nie jest już ta sama Barca. Sto razy bardziej wolałabym, by Eric został, niż rekord 100. punktów w Lidze. Na co nam to i gdzie się podziały wartości?

N.

sobota, 18 maja 2013

This is not stadium, this is paradise ~ Camp Nou

Camp Nou - serce FC Barcelony, w wolnym tłumaczeniu "Nowe Pole". Wybudowany w 1957 roku, największy stadion w Europie, nie bez przyczyny nazywany Świątynią Footballu. Jego pojemność stanowi ponad 98 tys. widzów. Oprócz miejsca rozgrywania spotkań piłki nożnej, innych sekcji i muzeum, znajduje się tam także sklep FCBotiga wypełniony po brzegi gadżetami dla kibiców.

STADION

Carrer d'Aristides Maillol, s/n, 08028 Barcelona, Hiszpania











MUZEUM










 
 





















"Zawsze będę nosiła z dumą koszulkę Barcelony,
bo moja krew jest w kolorach Blaugrana.
Barcelona - klub najlepszy z najlepszych,
królowa Hiszpanii niepokonana.
Jej sercem Camp Nou, świątynia footballu,
to tam grają największe legendy.
Filozofia Tito otulona finezją
hamuje wszystkie rywali zapędy.
Świat poznał już Dumę Katalonii,
fanatycy piłki nożnej zaakceptowali ją w mig.
To Barcelona zdobędzie wszystko, co możliwe.
To ONA wygra Champions League.
Fenomenalną grą 91. punktów zdobyła,
czym zespoły z Madrytu doszczętnie rozbiła.
Teraz każda drużyna się jej podda,
Barca już Mistrzostwa nie odda.
22. hiszpańskie tytuły, kilkadziesiąt pogromów,
tak my odsyłamy przeciwników do domów!"







Wszystko oprócz dwóch ostatnich zdjęć pochodzi z własnego źródła. 

N.

czwartek, 16 maja 2013

Mario Balotelli, jako najlepszy przykład na to, że życie prywatne dla niektórych jest ważniejsze od talentu.

To jeden z wątków, który nie dotyczy bezpośrednio Barcelony, a piłki. Choć mogłabym powołać się na Daniego Alvesa i głupie docinki pod jego adresem (głównie z powodu wykonanej operacji uszu, pochodzenia z Ameryki) Skupię się jednak na zawodniku, który obrywa najbardziej. Na Mario Balotellim. 


Co jest często komentowane i krytykowane przez fanatyków footballu i media?

- fakt, iż rzekomo uchodzi za twardziela, a płakał po przegranym półfinale Mistrzostw Europy
- jego kolor skóry
- wybryki zawodnika


1. Balotelli zagwarantował Włochom udział w finale EURO. Dubletem pokonał Niemców, choć mnóstwo ośób marzyło o spotkaniu Vicente del Bosque z Joachimem Löw'em i ich zawodnikami 1 lipca w Kijowie.

Reprezentanci przysłowiowego "buta" na mapie mogli tylko patrzeć jak La Furia Roja gromi ich prawie manitą i co chwilę strzela kolejne bramki (rozpoczynając od Silvy, przez Albę, Toressa i kończąc na Macie). Miałam przyjemność być w Hiszpanii tego dnia i cała Callela ożywała po każdym z goli. Głośne okrzyki radości, niesione przec miasto, tłumy w pubach odziane w czerwone koszulki i dźwięki trąb w najmniejszym stopniu nie są w stanie opisać emocji tych wszystkich ludzi.  

Z Balotelliego kojarzonego z charakterystycznej cieszynki



zaczęto się śmiać, ze względu na jedno zdjęcie:


Tylko co w tym złego? Był o krok od osiągnięcia pierwszego tytułu w swojej karierze, a tymczasem on i jego koledzy zostali upokorzeni. Inna sprawa, płakać jak mała dziewczynka przy każdym, nawet najdrobniejszym kontakcie z przeciwnikiem, a inna, żałować niespełnionych ambicji.


2. Przecież nikt nie ma wpływu na miejsce swoich narodzin, na miejsce swojego wychowania. Dlaczego więc ma uchodzić za gorszego?

Przeszedł w życiu dużo. Urodził się we Włoszech, w rodzinie imigrantów z Ghany. Jego rodzice biologiczni nie mogli się nim zajmować, ponieważ nie mieli odpowiednich funduszy na jego utrzymanie, a oprócz niego jeszcze troje dzieci. Poza tym, był bardzo chorowitym dzieckiem. Kiedy miał 7 lat oddano go do rodziny zastępczej (Mario nigdy im tego nie wybaczył), ale Franc i Silvia nigdy go nie zaadoptowali. Do 18 roku życia utrzymywał nazwisko Barwuah (po rodzicach biologicznych). Dopiero później przyjął nazwisko Balotelli, po Francu i Silvii, którzy podjęli się opieki nad nim. Bardzo przywiązał się do kobiety, to jej zadedykował bramki półfinałowe:



Nawet w Polsce, na Mistrzostwach Europy ludzie wyzywali go od małp, a kiedy grał jeszcze w Manchesterze City na trybunach pojawiały się obrażające go billboardy, nawet w momencie, gdy był jedynie rezerwowym w spotkaniu. Teraz ma 23 lata i nadal musi z tym walczyć. To może być powodem kontrowersji jakie za sobą niesie. Musi jakoś odreagować. Rasizm jest przerażającym zjawiskiem, ale jeszcze gorzej, kiedy przez pryzmat koloru skóry ocenia się czyjeś umiejętności.

Jestem zadowolona z faktu, że odbył się jego transfer do AC Milanu. Manchester City nie wykorzystywał w pełni potencjału, który drzemie w tym zawodniku.


3. SuperMario znany jest także z interesujących zachowań, które zresztą zostały zdementowane przez samego zawodnika.

Noel Gallagher brytyjski gitarzysta, były członek Oasis, brat wokalisty Liama Gallaghera i wielki fan Manchesteru City zrobił dla BBC wywiad z Mario Balotellim.


"- Historia o tym, jak Mario wygrał w kasynie kilkadziesiąt tysięcy funtów i podzielił się nimi z bezdobnym, którego napotkał na swojej drodze do domu?

Nieprawda. W ogóle coś takiego nie miało miejsca.

- Historia o tym, jak Mario podpalił swój dom przed derbowym meczem z Manchesterem United?

I tak i nie.
Nudziło mi się, siedziałem z moimi przyjaciółmi. Jeden z nich wychodził, więc wziąłem metalowy kosz i wsadziłem do niego fajerwerki, ale nic się z nimi nie działo. Wyszedłem z pokoju i zostawiłem fajerwerki w koszu, ale ich nie podpaliłem. Po chwili wszedł tam mój przyjaciel i zaczął krzyczeć i tak dalej. Fajerwerki zaczęły się odpalać. Wtedy postawili fajerwerki na toalecie i przypadkieim podpaliły się zasłony. To wszystko, nic więcej. Wszystko wymyślili. Strażacy nie gasili całego domu, tylko samą toaletę.

- Historia o tym, że Mario zapytał napotkanego w centrum treningowym chłopca, dlaczego nie jest w szkole i pojechał porozmawiać z dyrektorem szkoły, bo dziecko poskarżyło się, że koledzy go prześladują?

Prawie nieprawda. Balotelli faktycznie, zapytał chłopca o szkołę, ale nigdzie z nim nie pojechał.

- Historia o tym, że mama wysłała Mario po deskę do prasowania, a on wrócił z quadem, dziecięcym torem wyścigowym i stołem do ping ponga?

Prawda. Z tą różnicą, że nie kupił stołu, a trampolinę.

- Historia o tym, że Mario w stroju świętego Mikołaja jeździł po Manchesterze i rozdawał ludziom pieniądze?

Nieprawda.

- Historia o tym, że Mario razem ze swoim bratem wjechał na teren kobiecego więzienia z zamiarem zwiedzania?

Prawie cała prawda. Balotelli jednak nie prosił nikogo o możliwość zwiedzania.

- Historia o tym, że Mario pobierał lekcje didżejskie u Tima Westwooda?

Nieprawda. Tim poprosił Balotelliego o wspólne zdjęcie i to wszystko.

- Historia o tym, że Mario tankował na stacji i zapłacił za benzynę wszystkich tankujących?

Nieprawda.

- Historia o tym, że Mario poszedł do kościoła i położył tysiąc funtów na tacy?

Nie położył tysiąca. Nie pamięta ile położył. Co oznacza, że może położył półtora tysiąca.

- Historia o tym, że Mario zna tajemne zaklęcia?

Prawda. Kiedyś w centrum treningowym podszedł do niego facet, który zaczął demonstrować mu sztuczki. Balotelliemu tak się spodobało, że zaprosił iluzjonistę do domu. Magik nauczył go jednej, bardzo trudnej sztuczki." 


Nie ma potwierdzenia czy te informacje są prawdziwe, ale tak samo nie ma pewności czy wszystkie afery, które robią z Mario wariata, nie są tylko wytworem brukowców, szukających sensacji. 


Jest zabawny,






ale to nie znaczy, że kwestie bezpośrednio sportowe mają odchodzić na drugi plan. Co robi w czasie wolnym nie powinno nikogo interesować. Najważniejsze, że to znakomity zawodnik.


                                    

Strzelił już 11 bramek w 11 meczach Serie A. Podsyłam gola na 2-2 w towarzyskim meczu Włoch z Brazylią.


N.
______________________________________
Następny post: This is not stadium, this is paradise ~ Camp Nou 

niedziela, 12 maja 2013

O godności i bronieniu honoru drużyny słów kilka.

"Powinieneś mówić tylko wtedy, gdy jesteś pewien, że twoje słowa są piękniejsze od ciszy" - Jose Manuel Pinto Colorado o słowach Jose Callejona na temat rzekomego nazwania Karanki marionetką Mourinho przez Messiego

Piękne słowa, choć biografia zawodnika nie wskazuje na to, by sam się do nich stosował.

Jose Pinto, 38 - letni rezerwowy goalkeeper Barcelony, grający z trzynastką na plecach to człowiek, który jest najlepszym przykładem na to, że atmosfera w szatni i honor to ważne wartości. Oddany Barcelonie niczym najwierniejszy kibic, mimo że występuje jedynie w rozgrywkach Copa del Rey i wtedy, gdy Valdes jest kontuzjowany. Bramkarz z wielkim doświadczeniem i mistrz w bronieniu karnych.




Poznajecie pana w białej koszulce?



Przepiękne robinsonady i obrony rzutów karnych.*
                                   

Z córeczką i krawatem, który został przez nią wykonany.








Pinto jest zawodnikiem, który siedząc na ławce potrafi zgarnąć czerwoną kartkę. Jest dopiero czwartym wice-kapitanem zespołu, ale odpowiedzialność za niego bierze prawie tak samo czynnie, jak Puyol. Interweniuje nie tylko w bramce, ale i w czasie afer boiskowych.

Kojarzony przede wszystkim ze swojej charyzmy i ducha walki. Chroni jej honoru i swoich kolegów z drużyny niczym lwica młodych. Pokazuje, że Barca jest jego domem. 

Niestety dobrze wiemy, że dni Valdesa na Camp Nou są policzone. Co prawda nie było jeszcze oficjalnej informacji dotyczącej jego odejścia, aczkolwiek zdaje się, że ta decyzja nie ma już odwrotu. Jedni cieszą się z tego faktu bardziej, inni mniej. Jedni pragną Reiny, inni Ter Stegena, Harta, Neuera, a jeszcze inni liczą, że Rosell sprowadzi Buffona albo Casillasa. Ja nie miałabym nic przeciwko, gdyby rolę VV przejął Pinto, ale to bez sensu, żeby został podstawowym bramkarzem, kiedy za dwa - trzy lata może zacznie myśleć o zakończeniu kariery i chociaż mówi się, że bramkarz jest jak wino, im starszy, tym lepszy, 38 lat i nieregularna gra mogą być sporą przeszkodą do pierwszego składu. Jeżeli jednak chodzi o kwestie bezpośrednio sportowe, umiejętności, doświadczenie i grę pod presją, jestem pewna, że by podołał.

N.



* Podczas jednego ze spotkań, z Valencią (obrona na pograniczu pola karnego, kontrowersyjna i komentowana przez sporą liczbę osób) wystąpił w koszulce z nazwiskiem "Colorado", upamiętniając tym samym swojego zmarłego dziadka.


_____________________________________
Następny post: Mario Balotelli, jako najlepszy przykład na to, że życie prywatne dla niektórych jest   ważniejsze od talentu.

piątek, 3 maja 2013

Josep Guardiola - mistrz czy tchórz?

Na początek żart z gazety, bo później już tak wesoło nie będzie. Zmieniłam tylko nazwiska piłkarzy i ich opisy, reszta pochodzi ze źródła.

"- Kolejny gol Messiego! Gracz Barcelony jest coraz bliżej tytułu Króla Strzelców!
Jednak drugi w klasyfikacji, Cristiano Ronaldo ma już plan, jak pogrążyć rywala.
- Policja? Własnie widziałem jak taki jeden zasuwał w terenie zabudowanym. Jak wyglądał? Bordowo - granatowa koszulka z dziesiątką, ciemne włosy. A... I nazywał się Messi! Czym się poruszał? Sprintem! Co? Jak to nie zawracać wam głowy? Halo? Halo!
-Policja? To jeszcze raz ja. Właśnie byłem świadkiem kradzieży. Tak. Skradziono piłkę. Komu? Moim obrońcom! Gdzie to się stało? Na 16. metrze... Halo? Halo!
-Policja? To znowu ja. Leo wznosi niecenzuralne okrzyki! Jakie? Mogę tylko powiedzieć, że to słowo na "G"! Halo? Halo!
-Policja? Tym razem musicie przyjechać! Miała miejsce próba zabójstwa. Strzelano do mojego bramkarza! Jak to z czego strzelano? Z woleja! Halo? Halo!"

Niektórzy za bardzo przywyknęli do trofeów Pepa*. Zawdzięczamy mu dużo, ale powiedzmy sobie szczerze, było źle (odpadliśmy w półfinale Champions League z Chelsea, Real zgarnął tytuł Mistrza Hiszpanii), taktyka klubu zaczęła się już wypalać i po prostu nas zostawił.

Tito podjął się trenowania zespołu, który już wtedy wpadał w dołek. Być może dopiero niedawno zorientował się, że trzeba wszystko wymyślić od nowa, poprzestawiać klocki i może nie tyle inwestować w klasowych piłkarzy, co podtrzymywać trend wychowanków La Masii, i dawać im więcej szans. Pinto ma już 38 lat, Puyol 35, Abidal 34, Xavi 33, Villa 32. To piątka zawodników, którzy wnoszą - każdy z osobna i wszyscy razem - do szatni bardzo dużo. Zaczynając od charyzmy, przez ducha walki i religijność, po optymizm i umiejętność widzenia wszystkiego na boisku. Życzę im jak najdłuższej kariery, póki zdrowie i chęci im na to pozwolą, ale musimy być świadomi tego, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy Generał albo Tarzan powiedzą "dosyć!" i Camp Nou pożegna się z dwiema legendami. Choć niekoniecznie, bo Cule chcieliby zobaczyć Xaviego na ławce trenerskiej.

Inne zespoły rozgryzły już jak gra Barca. Zagęściły środek pola, co sprawia, że tiki - taka staje się coraz bardziej bezproduktywna. Ciężko jest się przedrzeć przez rosłych pomocników i blokują nam oni swobodne przebrnięcie pod pole karne rywala. Wypracowywanie akcji jest szczególnie trudne w momencie, gdy - tak jak Milan - ktoś stawia autobus (wszyscy zawodnicy pod polem karnym + bramkarz).


Wina spada więc na Tito. To pokazuje jak bardzo ludzie są zmienni. Na początku sezonu, kiedy Vilanova utrzymywał niesamowite statystyki w Lidze i przez ponad połowę sezonu nie odniósł ani jednej porażki. Pierwsza przyszła dopiero w 20. kolejce z Realem Sociedad, zajmującym obecnie 4. miejsce w tabeli. Mecz zakończył się wynikiem 3:2, a później, do 33. kolejki (łącznie z nią) Barcelona wygrała jeszcze dziewięć meczów, zremisowała trzy i przegrała jeden. Teraz, kiedy Bayern nas zmiażdżył i pożegnaliśmy się już z tegoroczną Ligą Mistrzów, 60 % użytkowników głosujących w ankiecie na polskiej stronie kibiców Barcelony (czyli ok. 4477 osób) żąda jego głowy i chce nowego trenera.

Nie lubię gdybać, ale w ogóle nie mamy pewności czy Guardiola zachowałby się lepiej. Co mnie zdenerwowało u Tito? Późne zmiany i brak Abidala, ale jestem w stanie zrozumieć jego decyzję. Na taki Bayern nie było dobrego wyjścia. W każdym bądź razie szkoleniowiec się poprawił i w rewanżu zmiany zrobił szybciej.

Moim zdaniem Guardiola po prostu uciekł. Tak mu było wygodniej. Mówił, że musi znaleźć szczęście, ponowną radość z trenowania. Może Vilanova także? Może trzeba dać mu czas? Rozumiem, że 4 lata Guardioli w Barcelonie były tak obfite w sukcesy, że zapewnił on sobie szacunek do końca swojej kariery. Coraz więcej plotek pojawia się o tym, że odszedł, bo miał problemy z Rosellem. Tylko, że one nie nadeszły tak nagle i nie wzięły się z niczego, jeśli rzeczywiście istniały. Dlaczego zatem nie opuścił nas, kiedy wygrywaliśmy dosłownie wszystko? Czemu nie po Wembley, kiedy cały piłkarski świat był poruszony, podnoszącym puchar Abim? Wtedy jeszcze miał dobre stosunki z prezesem klubu czy może w końcu nie wytrzymał, nerwy mu puściły i zwyczajnie miał dość?

Minęło sporo czasu od jego decyzji i patrzę na to trochę inaczej, niż wtedy. Było mi źle, że odchodzi, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca, ale artykuł wyżej zobaczyłam, że zastepuje go Tito - człowiek, który był asystentem Guardioli i spod którego wychodziło część jego decyzji - uwierzyłam, iż znowu wrócimy na sam szczyt i będziemy stopniowo podbijać Europę, siejąc panikę w innych klubach. Na samo nazwisko Messi zawodnicy, którzy muszą z nim rywalizować, boją się o swój los.

Tito osiągnął więcej niż Pep w ubiegłym sezonie, wygrał nam Ligę. Śmieszą mnie opinie, że gdyby Real zaczął inaczej to zostalibyśmy z niczym, ale nie będę się zagłębiać w dziwne decyzje Mourinho, to temat na inny dzień. Powiem jedynie, że Madridiści twierdzili, że skupiają się przede wszystkim na Lidze Mistrzów, a wyszło na to, że mogą zostać tylko z Pucharem Króla.

Nie jest dobrze. Blok defensywny rozwalony. Ciągle jakieś kontuzje albo zawieszenia. Do tego dochodzą dwa nowotwory. Abidala i Tito.** To wykańcza ludzi. Prędzej uwierzę w to, że Guardiola chciał sprzedać pół składu***, niż w to, że odszedł, bo miał problemy z Rosellem. Wszystko jest do przejścia.

Teraz idzie do Bayernu na gotowe, kiedy to Jupp Heynckes zrobił z nich świetną drużynę. Będzie kontynuował to, co Niemiec zaczął. Wprowadzi pewnie niewielkie zmiany, a i tak świat uzna go za genialnego szkoleniowca. Dla mnie jest tchórzem, bo odszedł z Barcelony, kiedy zaczęło się sypać i mam za to do niego żal. Choć nie przeczę... trenerem jest wybitnym.

N.


* Pep wygrał z Barceloną 3x tytuł Mistrza Hiszpanii, 2x Puchar Króla, 3x Superpuchar Hiszpanii, 2x Puchar Europy, 2x Superpuchar Europy, 2x Klubowe Mistrzostwa Świata.
** Nowotwór wątroby u Abidala i ślinianki u Tito. 
***"- Guardiola postawił warunki Rosellowi, na ktorych mógł przedłużyć kontrakt. Wśród nich była sprzedaż Alvesa, Piqué, Cesca i Davida Villi - powiedział dla Intereconomía agent François Gallardo." 

_____________________________________________

Następny post: "Powinieneś mówić tylko wtedy, gdy jesteś pewien, że twoje słowa są piękniejsze od ciszy" - o godności i bronieniu honoru drużyny. 

czwartek, 2 maja 2013

Rewanż tylko formalnością

Narazie nie będę pisać o Lewandowskim, może dopiero w okolicach finału, kiedy to Borussia zmierzy się z Bayernem, walcząc w Champions League.


Nasza obrona: Do pierwszej bramki spisywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze. Coraz bardziej zaczęłam wierzyć w awans.

Pique - w tym sezonie tak bardzo nieregularny, wczoraj zachwycił mnie swoimi wślizgami, efektownymi   odbiorami piłek i swoim zacharowywaniem się dla dobra drużyny. Był perfekcyjny w każdym calu. Dopiero po bramce Robbena, coś w nim pękło, ale nie można winić go za swojaka. Robił po prostu co tylko mógł. Udzielał się nawet w ofensywie, a to przecież w ogóle nie należy do jego zadań. Takiego Gerarda dawno nie widziałam i mam nadzieję, że teraz już wyjdzie na prostą. Próbuję przyzwyczaić się do jego łysej głowy, ale jest ciężko.

Song - nieprzypadkowo jako drugi. Wczoraj, świetny asystent. Asekurował Pique i krok w krok podążał za nim. Mimo że to defensywny pomocnik, przejął część zadań Bartry. Pokazał, że zasługuje na pierwszy skład, także mam nadzieję, że już niebawem będzie grał częściej. Zagroził Busquetsowi, bo choć ten ma zapewnione miejsce w składzie... Alex udowodnił, że jest profesjonalistą i grzanie ławy nie jest dla niego.

Bartra - zdecydowanie poprawił się od pierwszego meczu. Nadążał za akcją, za kontrami Bayernu, wykonywał efektowne sprinty i grał pressingiem. Co miał do zrobienia - zrobił i choć po spotkaniu w Monachium twierdziłam, że nie jest dość doświadczony na LM, teraz go doceniam. Jak na swój wiek i swoje umiejętności, zagrał dobrze. Co nie zmienia faktu, że i tak wolałabym oglądać tam Abidala...

Adriano - udzielał się w ofensywie, próbował strzelać (co zresztą wychodzi mu znakomicie: klik), odbierał piłki zza pleców rywali. Szczególnie mocno zapadła mi w pamięć jedna taka sytuacja. Na pewno nie był tak aktywny i widoczny jak stoperzy, ale nic mu nie można zarzucić.

Alves - wspomnę o nim przy ataku, bo jego centry to już tradycja.

Valdes - przy pierwszym golu wybił na oślep i to zaowocowało bramką Bawarczyków. Co więcej, przestraszyłam się, że coś mu się stało, bo nie dość, że stanął na jednej nodze to jeszcze miał straszliwie skrzywioną minę. Ale nie, VV w pełni sił, za to Alaba jednym podaniem zgubił cały środek pola Barcelony, co wykorzystał Holender Arjen Robben i było 1:0, ale oprócz tej wpadki Victor grał bardzo dobrze nogami i wyłapywał praktycznie wszystkie piłki. Załatwiono go dwiema główkami i strzałem w okienko. Nie do obrony.

Potrzebujemy wysokiego stopera, bo mamy naprawdę niewielu piłkarzy, mogących śmiało powalczyć w walkach powietrznych. Pique 1,92 cm, Busquets 1,89 cm, Abidal 1,86 cm, Song 1,85 m, Bartra bodajże 1,83 cm, ale nie ma szans, żeby oni wszyscy razem grali od pierwszej minuty. (Bartra & Pique ŚO, Busquets & Song DP, Abidal LO, aczkolwiek teraz gra jako stoper) Później chyba dopiero 1,79 m Fabregasa. Potrzebujemy stopera, bo ciągle defensywa jest dziurawa, a Puyol, choć znakomity, młodszy już nie będzie.

Do pierwszej bramki spisywaliśmy się naprawdę bardzo dobrze, ale później coś pękło. Być może się rozluźnili albo po prostu Bayern był lepszy. Od początku sezonu są "Czarnym Koniem" i zasłużyli na Mistrzostwo Europy, choć boli mnie, że Barca już odpadła...


Nasz atak: Kolejny raz pokazaliśmy, że jesteśmy uzależnieni od Messiego. Nawet kiedy kryje go 5 - 6 rywali, daje nam dużo więcej niż pozostali ofensorzy razem wzięci, co pokazują statystyki w Primiera Division:



Alves - walczył, dośrodkowywał, próbował kiwać dwóch zawodników naraz, angażował się w grę. Jak miał osiągnąć sukces? Jak miał wrzucać, kiedy w polu karnym Bayernu sami wysocy zawodnicy + Neuer wielki jak dąb i jeden - przy nich - kurdupel Villa?

Pedro - niedoceniany. Wciąż krąży o nim opinia, że gra piach i owszem, to nie jest Pedritto z czasów MVP, ale wczoraj Rodriguez był najlepszy w ataku. Strzelał (szczególnie strzał z dystansu godny podziwu, 24'), wrzucał piłki w pole karne. W prawdzie nic z tego nie wyszło, ale jeśli kogoś pochwalić to właśnie jego. Wracał do defensywy, angażował się, odbierał piłki, grał pressingiem, rozciągał grę. W drugiej połowie coś się popsuło, ale jak winić to całą drużynę.

Xavi - takiego Xaviego też dawno nie widziałam. Generał się starzeje, ale wczoraj znów nadał sens tiki - tace, napędzał grę zespołu, czyścił w środku pola. Poza tym powracał do defensywy, ale wczoraj robili to praktycznie wszyscy. Jedyny jego błąd, który pamiętam to strzał w trybuny, kiedy od niego ważył się wynik i mogłoby być już 1-0, które z pewnością dałoby drużynie wiele do myślenia i zmotywowało ich.

Villa - kompletna katastrofa, niewidoczny, nie potrafił przyjąć prostych piłek, dziwnym trafem przy każdym dośrodkowaniu był pięć metrów dalej i głupio machał rękami, zrzucając na kolegów. Albo oni są tak mało celni, albo on nie umie ruszyć czterech liter, żeby wykorzystać sytuację.

Fabregas - w ogóle go nie pamiętam, ale na pewno zagrał lepiej niż Guaje.

Iniesta - jak zwykle czarował, jego strzały były blokowane, ale tak jak Adriano, odbierał piłki rywalom zza pleców i grał po prostu dobrze. Przy tak eksperymentalnym ataku, jak wczoraj, wolałabym zobaczyć go na skrzydle.

Stało się.. ale to jest Barcelona. Porażka takich gigantycznych rozmiarów zmotywuje ich na przyszły sezon. Dostali kopa w cztery litery, my tak samo, ale takie sytuacje sprawiają, że stajemy się odporniejsi na takie bodźce życiowe. Dla mnie Barca jest najlepsza, czy przegrywa, czy nie. I zamiast szukać winnych, trzeba ich teraz wspierać. Wczoraj byłam zła, ale dzisiaj sobie przypomniałam kim jestem. A jestem Cule i nie zamierzam rezygnować z tej "roli".

N.
_________________________________
Następny post:  Josep Guardiola - mistrz czy tchórz?                  

czwartek, 25 kwietnia 2013

4 najpiękniejsze i 4 najgorsze fakty piłki nożnej, czyli co mnie wzrusza, a co irytuje

NAJGORSZE

1. Sezonowcy - "Barca przegrała, idę kibicować Bayernowi", "wstydzę się, żem kibic Barcy" i inne takie, czyli zmienianie ulubionego zespołu w trakcie sezonu czy po ich kilku, zważając na osiągnięcia. A także ludzie, którzy oglądają dwa mecze w sezonie, a przy przegranej drużyny przeciwnej posuwają się do głupich docinek.

2. Rasizm - nazywanie Alvesa małpą na Bernabeu, rzucanie różnymi przedmiotami w graczy z innych kontynentów, gwizdanie na czarnoskórych przy każdym kontakcie z piłką. Szczególnie często można zaobserwować rasizm wobec Mario Balotelliego. W trakcie Euro, kiedy grał jeszcze w Manchesterze City pojawiały się obrażające go bilbordy czy chamskie odzywki. W takim razie zlinczujcie mnie, bo uwielbiam Seydou Keitę, a ten jest Malijczykiem. Kameruńczyka Eto'o, Brazylijczyka Ronaldinho, Abidala, Francuza, ale bądź, co bądź czarnoskórego i wielku takich, bo są po prostu cholernie zdolni.

3. Wielcy eksperci, którzy sprzedają pół składu po nieudanym meczu - ci, którzy bawią się w trenerów, rozwiązują kontrakty, zwalniają zawodników... oczywiście wylewając swoje żale na innych kibiców, bo nie mają nic do gadania. A także tacy, ślepo zapatrzeni w jednego zawodnika i wręcz żądający go w każdym meczu na murawie.

4. Niewdzięczna pozycja bramkarza - większość widzi tylko napastników. Tych, którzy strzelają gole i wygrywają mecze. Kiedy goalkeeper wyciąga z siatki piłkę kilkakrotnie, automatycznie wina spada na niego. A gdzie jest blok defensywny? Nawet najlepsi (w moim mniemaniu np. Casillas albo Buffon) nie są w stanie obronić niektórych strzałów. Pomyślmy w taki sposób... Messi nie strzeli, jest 0-0, Valdes nie oboni, jest 0-1. Doceńmy bramkarzy, bo się zacharowują, a i tak dostają po uszach. VV uważany jest za słabego bramkarza i dużo ludzi na siłę wy*ieprza go z Barcy, z Barcy, w której spędził ponad 20 lat.

NAJLEPSZE

1. Cieszynki - radość po każdej strzelonej bramce, która sprawia, że mój uśmiech z kilkucentymetrowego zamienia się na taki wręcz od ucha do ucha.








2. Gra fair - play - jednym z lepszych przykładów jest Carles Puyol albo Clarence Seedorf. Wszelkiego rodzaju przyjaźnie bezwzględu na barwę trykotu i pomoce po / podczas faulu. Wartość preferowana przez najlepszych, a Tarzan jest taki z całą pewnością. Często bierze sprawy w swoje ręce, jak przy akcji Pique z zapalniczką (mecz z Realem) albo w ubiegłym sezonie przerwanie tańca Thiago i Alvesa. Kapitan najlepszy z możliwych. 








3. Czarowanie umiejętnościami - i znów dla przykładu przepiękna akcja Iniesty w rewanżu z PSG czy chociażby akcje dwójkowe, kończące się podrzutką Leo, prostopadłe podania Busquetsa, centry Alvesa, gubienie kilkunastu rywali przez Xaviego, tiki - taka.





4. Powroty po długich kontuzjach / Dedykacje - te wzruszają szczególnie mocno. Czymś zupełnie naturalnym są łzy, płynące po policzkach, podczas oglądania podnoszącego puchar na Wembley Abidala czy jego powrót w meczu z Mallorcą. Już kiedy był na rozgrzewce, całe Camp Nou skandowało jego nazwisko. A także wszelkiego rodzaju dedykacje, dla rodzin, przyjaciół, zmarłych już legend.

 Powrót Abiego po nawrocie nowotworu, mecz z Mallorcą (5-0)

 Dla rodziny Villi, żony Patricii i córek

 Dla córeczki Cesca, Lii

 Dla kuzyna Abiego, Gerarda

Dla synka Leo, Thiago


N. 

_________________________
Następny post: Quiz szczegółowy o Katalończykach